Koszty chorowania na raka – raport z badań. Każda choroba nadwyręża budżety chorych i ich rodzin. Problemy finansowe koncentrują się w trzech obszarach: pierwszy to koszty leczenia i rehabilitacji, drugi to utrzymanie i powrót do pracy, bądź uzyskanie świadczeń ZUS i trzeci, to utrata dochodów spowodowana przerwą związaną z

Piszą, bo boją się śmierci. Bo nie mają z kim o raku porozmawiać. Bo chcą pomóc innym. Od tych, którzy ich czytają, dostają mnóstwo wsparcia. I jest też sporo zawiści. Bartek Prokopowicz nigdy nie zajrzał na bloga swojej żony, nie był w stanie. Zresztą po co? Z jego perspektywy wszystko wyglądało inaczej, te wpisy Magdy były trochę jak zaklinanie rzeczywistości. Jeszcze kilka tygodni przed śmiercią pisała, że jest odurzona wiosną i szczęśliwa. Że uwielbia patrzeć na synka biegającego po podwórku, jest dumna, że nauczył się jeździć na rowerze. Posadzi z nim w ogródku słoneczniki i poziomki, a jak urosną, oszaleje ze szczęścia.

WPHUB. lekarz. + 7. 06-12-2012 08:36. Kontrowersyjny lekarz z Polski w USA. Skutecznie leczy chorych na raka? Po 30 latach mogą się skończyć kłopoty dr. Stanisława Burzyńskiego
z archiwum rodzinyAlicja - zarażająca optymizmem i chęcią poddaje się i dzielnie walczy z nowotworem ma 16 być beztroska, radosna, powinna szaleć na wakacyjnych wyjazdach i tańczyć, jeździć na rowerze, pływać w jeziorze…Ala ma inne marzenie – pójść na spacer!W maju 2011 Alicję zaczęła boleć prawa noga. Lekarz zrobił prześwietlenie i uznał, że to nic poważnego, zalecił maść i opaskę uciskową. Ale noga bolała coraz bardziej. Po konsultacji w szpitalu zdiagnozowano u Ali nowotwór złośliwy kości z przerzutami do płuc. W Ali obudziła się Wojowniczka i postanowiła: „BĘDĘ WALCZYĆ I ZWYCIĘŻĘ!”.W tej walce wspierali i wspierają ją jej dzielna mama,rodzeństwo, rodzina i przyjaciele – wszyscy, którzy kiedykolwiek usłyszeli, że w Płońsku jest dzielna dziewczyna, która daje rakowi w kość!Alicja w ciągu dwóch lat przeszła chemioterapię, dwie operacje płuc, lekarze wycieli także guz z kości nogi i przeszczepili Alicji koniec 2012 Alicja pojechała na ostatnią jak się wówczas wydawało operację wszczepienia endoprotezy, która miała zakończyć długi proces leczenia. Badania przedoperacyjne wykazały kolejną wznowę choroby!Zapadła decyzja o konieczności amputacji nogi. I w Ali znów się obudziła Wojowniczka – przegrała walkę o nogę, by wygrać wojnę o życie!Nie było łatwo, ale cóż – brak nogi, czy włosów to dowód na to, że to walka na śmierć i życie. Ala nadal jest w trakcie chemioterapii, oczekuje na kolejną operację usunięcia guzów z płuc. Powoli także przygotowuje się do powrotu do domu. Marzy o tym, aby pójść na spacer, na własnych nogach… To marzenie można spełnić. Ala potrzebuje nowoczesnej protezy, która nie tylko pozwoli Alicji na spacer, taniec, jazdę na nartach. Po to, aby mogła żyć jak dawniej – chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi, korzystać z przywileju bycia młodym… Koszt protezy szacowany jest na ok. 150 tys. zł. Suma wydawać by się mogło ogromna, ale nie raz już pokazaliśmy, że wspólnie możemy osiągać prosimy o wsparcie nawet najmniejsza wpłata na subkonto Alicji w Fundacji SiePomaga przybliżą Ją do spełnienia dla nas bardzo prozaicznego, a dla niej największego z marzeń – do spaceru na własnych nogach…Pod tym linkiem Fundacji SiePomaga: możesz przekazać wpłatę i pomóc dziewczynie dać rakowi w kość, a przede wszystkim spełnić jej marzenie. źródło: Nowy Kurier Płoński,SiePomagaPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Ile kosztuje leczenie raka płuca w Polsce, jak zmienić sytuację chorych? Autor Redakcja Aptekarza Polskiego. 17/08/2021. fot. Canva.com. 125 mln złotych – takie koszty absencji chorobowej generuje co roku rak płuca w Polsce. To trzeci wynik, po raku piersi i raku gruczołu krokowego. Koszty te to jednak jedynie niewielki odsetek
Piszę, ponieważ chcę, aby wszyscy w podobnej sytuacji – nie tracili wiary i nadziei. Bóg istnieje i pomaga, trzeba tylko wypracować sobie właściwy z Nim sposób komunikacji. Uważam, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Trzeba żyć pełnią życia i brać to, co ono nam oferuje – nawet wtedy, gdy nam się to nie podoba. Trzymajcie za mnie kciuki. To początek mojej nowej drogi w uzdrawianiu mojego ciała. Poniższy wpis pochodzi z bloga prowadzonego przez Panią Marzenę. „Z przykrością muszę stwierdzić, że z dnia na dzień przybywa coraz więcej osób, które się dowiadują, że są chore na raka. Wielu z nich myśli, że rak to wyrok. Rzeczywiście choroba ta zbiera wielkie żniwo, ale z obecną wiedzą medyczną i naturalną można ją uznać za chorobę przewlekłą! W dodatku z rakiem można żyć lepiej… już widzę jak się pukacie w głowę i zastanawiacie czy nie mam przerzutów do mózgu ;). Najgorsza jest oczywiście informacja, która jest potężnym zaskoczeniem. Najpierw pojawia się niedowierzanie, ból, gniew, bezsenne noce… Ja też przez to przechodziłam i myślę, że wielu z Was również. Dopóki nie uzmysłowisz sobie, że masz wpływ na swoje życie i zdrowie Twój umysł nadal będzie produkował setki negatywnych myśli. Choroba ta z jednej strony jest doświadczeniem bardzo trudnym, a z drugiej konfrontuje, a przede wszystkim wymaga zmian. Zmiany te powodują, że jesteś w stanie przekroczyć swoje schematy i ograniczenia. Dzisiaj z perspektywy czterech lat życia z tą bulwą wszystkie zmiany jakie się pojawiły były tylko na lepsze. Nie da się o tym zapomnieć, ale da się żyć bez udręczenia! Odkryjesz, że zaczynasz cieszyć się każdym momentem, docenisz rzeczy, które kiedyś wydawały Ci się oczywiste, zmieni się hierarchia wartości. Jeśli do diagnozy zależało Ci na sukcesie i powodzeniu, to po okazuje się, że dostrzegasz dobro, miłość, prawdę, piękno. Zaczynasz zauważać to, na co kiedyś nie zwracałeś (-aś) uwagi. W dalszym etapie dochodzisz do tego samego wniosku co ja. Choroba zmienia Twoje życie na lepsze. Burzy stare stereotypy i pozwala zobaczyć siebie w innym świetle. To jest doskonały impuls żeby się zatrzymać i dokonać refleksji. Czy ja rzeczywiście żyję czy tylko biegnę przez życie uganiając się za wszelkimi dobrami i wygodami? Czy żyję w zgodzie ze swoimi wartościami czy zostały one gdzieś daleko zapomniane? Podsumowując im bardziej żyjesz pełnią życia i radością, tym bardziej nie ma w Twoim życiu miejsca na chorobę. Przemyśl to!” Marzena Czyżowicz, autorka bloga WALKA Z RAKIEM „Od dziecka marzyłam żeby zostać lekarką wojskową. Dlaczego tak? Myślę, że to wpływ między innymi filmu czterej pancerni i pies. Zawsze w swoich zabawkach miałam igły, strzykawki i jedną lalkę, która musiała znosić wszystkie zabiegi. Były też i misie ale niestety wypchane trocinami i po wstrzyknięciu setek zastrzyków z wody były do wyrzucenia 🙂 W ciągu dalszych lat moja świadomość ukształtowała się na tyle, że wiedziałam na pewno na czym będzie polegała moja praca. Pierwszego poważnego wyboru musiałam dokonać po maturze – dostałam się na wydział lekarski i na pielęgniarstwo. Wtedy miałam duży dylemat, ale teraz po 20 latach stwierdzam, że mój wybór był zdecydowany i trafny. Zostałam pielęgniarką. Uwielbiam pracę z ludźmi, lubię im pomagać, wysłuchać, doradzić. Choroba jest stanem, gdzie każdy z nas oczekuje zrozumienia, ciepła drugiego człowieka i opieki. Wtedy czuje się silniejszy, zmotywowany i rusza do walki z chorobą. Wystarczy jednak jedno małe zwątpienie i wszystko runie, jak przysłowiowy domek z kart. Nie pracuję sama. Jest ze mną zawsze mój Anioł Stróż. To prawda, że czasami się nie rozumieliśmy, nasze drogi się mijały, teraz jest pełna współpraca. Nawet wtedy gdy czuję, że zaczyna mi brakować cierpliwości, albo natłok pracy nie pozwala na poświęcenie tyle czasu choremu ile pacjent wymaga, On sprowadza mnie do pionu i po chwili już wpadam na dobre tory. Przyjaciel to za małe słowo. Jest dla mnie najważniejszy, jest moim przewodnikiem, pocieszycielem, nauczycielem i ogniwem z Bogiem. Wiele zniesie. Zdążyłam już się o tym przekonać, gdy dowiedziałam się, że mam raka. Ja służba zdrowia, osoba, która opiekuje się chorymi ma raka? Przecież to niemożliwe. To naprawdę mnie dotyczy??! Gniew, płacz, ból, niedowierzanie. Wykrzyczałam to mojemu Aniołowi i usłyszałam… ciszę. Cisza, aż dzwoniła mi w uszach. Pomyślałam: no tak jak się krzyczy, to wtedy się nie słyszy co ktoś ma do powiedzenia. Powoli spływał na mnie spokój. Jednak nie do końca. Jeszcze miałam nadzieję, że badanie histopatologiczne wyjdzie dobrze. Pierwsze wyszło źle, ale może nastąpiła pomyłka. Zdarza się prawda? Jednak nie tym razem. Tak nie było. To Rak i koniec kropka. Kiedy już pogodziłam się z diagnozą zaczęłam się modlić i rozmawiać z moim Aniołem. Zaczęłam od tego, że moja choroba jest po coś. Z jednej strony rozważałam krzyk mojego ciała, coś jest nie tak, że pojawił się objaw w postaci raka, a z drugiej strony doświadczenie. Pracując z osobami z rakiem zawsze mówię proszę się nie martwić, teraz są różne możliwości, zdobycze medycyny radzą sobie z wieloma przypadkami. Mówiłam to w formie pocieszenia, a teraz z moim doświadczeniem może będę bardziej przekonująca. Może właśnie to tak ma być? Kiedyś czytałam o terapeucie, który pracował z narkomanami. Żeby ich zrozumieć i im pomóc skutecznie też przeszedł przez narkomanię i odwyk. Może to na tym polega?! Prawda przyszła bezlitosna. Rak się potwierdził. Jednak dzięki ogromnemu wsparciu bliskich i znajomych ta diagnoza już nie była tak druzgocąca jak pierwsza. Wtedy pomyślałam, że w życiu miałam wiele wyzwań więc i to muszę podjąć. Raczej nie należę do osób, która się poddają łatwo. Znowu modlitwa i rozmowa z Aniołem żeby nie był złośliwy i żebym nie musiała brać chemii… Wierzę w to, że nic nie dzieje się przypadkowo. Spotkałam znajomego, lekarza od tego momentu moje życie obróciło się o 180 stopni. Już wiedziałam, że walkę podejmę i mam zamiar ją wygrać. Czemu to spotkanie było tak ważne? Mój nazwijmy go Szaman uświadomił mnie w tym co już do mnie doszło, ale nie całkiem. Rak to nie choroba, to wołanie ciała o pomoc. Trzeba w takim razie działać żeby nie było za późno. Niekoniecznie metodami konwencjonalnymi. No cóż takich metod nie znałam. Słyszałam gdzieś tam o noni, wilka korze, ale żadnych konkretów. Rady Szamana potraktowałam jako kolejne zlecenie lekarskie. To wszystko podtrzymywało mnie na duchu i dawało choć odrobinę kontroli nad moim życiem. Od tego czasu oprócz życia normalnego zaczęłam zajmować się zabijaniem komórek nowotworowych. To kolejna moja praca która ma zwiększyć szanse na przeżycie. Mam dla kogo żyć. Mam męża, syna, chrześniaki, psa, przyjaciół, znajomych, pacjentów. Cudownych przyjaciół, którzy się zwarli w szeregi i stanęli za mną murem. Czego można więcej oczekiwać? Czy to nie jest największy dowód wiary i miłości bliźniego? Uświadomiłam sobie , że życie jest bezcennym darem o który troszczymy się dopiero wtedy, gdy go tracimy. To wpływa w sposób decydujący na to, jak myślimy. Nagle straszliwie ważne staje się to, żeby żyć właściwie, w każdym znaczeniu tego słowa. Rozumiesz, że twoje szanse na dożycie starości znacząco się zmniejszyły. Słynna maksyma carpe diem nabiera osobistego wymiaru. Optymizm to kolejny mój sprzymierzeniec. Ja zawsze patrzę na wszystko w różowych kolorach, nawet wtedy, gdy wydaję się, że jest źle, bardzo źle. Zaczęłam od stwarzania rakowi środowiska zasadowego. Warzywa , owoce , kąpiele zasadowe, woda zasadowa. Skąd woda? Z jonizatora, który otrzymałam w prezencie od przyjaciół. Od Szamana zestaw ziół i wiele wiele cennych wskazówek, a przede wszystkim nadzieję i siłę dam radę 🙂 Moja modlitwa została wysłuchana. Okazało się, że to co noszę w sobie jest mało złośliwe i na dzień dzisiejszy nie potrzeba podawać chemii. Dopiero jak coś zacznie się dziać. Niestety jest w fatalnym miejscu nieoperacyjnym i szanse na zabicie go chemią też są niewielkie. Można go tylko powstrzymać lub nieco zmniejszyć. Z tą radosną wiadomością podzieliłam się najpierw z moim szefem. Jak usłyszał huurra nie dostanę chemii chyba spojrzał na mnie bardzo bardzo dziwnie. Myślę, że jako lekarz woli zoperować, dać chemię i zabić komórki rakowe. A tu ja cieszę się, że będę tylko pod kontrolą radiologiczną. Nie jest łatwo gotować i przygotowywać rodzinie posiłki i jeść tylko warzywa i owoce. Ale jak pomyślę, że on tego nie lubi, to uśmiech satysfakcji pojawiają się na mojej twarzy. Po co to piszę? Po to żeby wszyscy w podobnej sytuacji nie tracili wiary i nadziei. Bóg istnieje i pomaga trzeba tylko sobie wypracować właściwy z Nim sposób komunikacji. Uważam, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Trzeba żyć pełnią życia i brać to, co ono nam oferuje nawet wtedy, gdy nam się to nie podoba. Trzymajcie za mnie kciuki. To początek mojej nowej drogi w uzdrawianiu mojego ciała.” ZOBACZ: INNE HISTORIE PACJENTÓW ONKOLOGICZNYCH

W zależności od rodzaju nowotworu, można również biegać, jeździć na rowerze czy pływać. Czas trwania ćwiczeń to od 30 do 60 minut, a intensywność powinna być na poziomie 60-80 proc. maksymalnej częstości akcji serca (tętna), zależnie od wieku. Specjaliści posługują się tu wzorem: 220-wiek.

Marta, Olivier i Jasiek rapują o swoich ciężkich chorobach. Te piosenki chwytają za serce. Jak czytamy w "Wysokich Obcasach" Marcie jest przykro, ponieważ traktują jak chłopaka. Po przebytej białaczce wypadły jej włosy, a nowe dopiero się pojawiają. "Włosów mam mało i mniej sprawne ciało,Choć wcale nie chciałam, żeby tak się stało,Takie są skutki raka, nowotworu" - śpiewa. W teledysku najpierw widzimy ją w dresie i z krótkimi włosami, a później w pięknej sukience, butach na obcasie, peruce i kapeluszu. Przed nagrywaniem teledysku dowiedziała się, że jest zdrowa. Niestety, po kilku miesiącach choroba wróciła. Ratunkiem będzie dla niej terapia CAR-T, ale w Polsce nie jest ona refundowana dla dzieci. Marta potrzebuje 1,5 mln zł do dalszej walki. Byłem sportowcem i młodym piłkarzem Pierwszym podopiecznym Przylądku Nadziei, który nagrał teledysk, był 12-letni Olivier. Napisał list, w którym dziękował za uratowanie życia, a potem przerobił go na piosenkę. "Moje wyniki tkwiły bez szczęście trafiłem do Przylądka Nadziei" - śpiewa. Jestem Jasiek, wszystko da się Kolejnym rapującym chłopcem był 8-letni Jaś, który choruje na neuroblastomę IV stopnia. Jest to jeden z najgroźniejszych nowotworów, który dotyka dzieci. Podczas nagrywania teledysku pokazał wielką bliznę, która ma po wycięciu guza. Po pracy z Jasiem pracownicy postanowili dalej kontynuować projekt z innymi dziećmi. Przylądek Nadziei to Ponadregionalne Centrum Onkologii Dziecięcej we Wrocławiu. Szpital powstał z inicjatywy Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” i dziś stanowi największy w Polsce dziecięcy ośrodek przeszczepowy. Lekarze oraz pielęgniarki każdego roku walczą tu o życie 2 tysięcy dzieci przyjeżdżających do Wrocławia na leczenie z całego kraju. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Jak czytać HAMLETA? 28 grudnia 2015. HAMLET – mówi się o nim, że ma właściwości zabójcze dla nowotworów i głosi się w mediach, że to sprawia, że mleko kobiece jest wyjątkowe i jest nadzieją na znalezienie nietoksycznego leku na raka. Ale HAMLET nie jest składnikiem mleka matki. Na razie nikt nie podejmuje leczenia przy Blogów propagujących anoreksję na polskich stronach internetowych jest coraz więcej. Coraz więcej młodych dziewcząt anoreksję postrzega nie jako chorobę, ale jako styl Nervosa zwana potocznie anoreksją to zespół zaburzeń odżywiania, nierzadko prowadzący do śmierci. Jest jedną z chorób cywilizacyjnych naszego wieku, choć jej początki sięgają setek lat wstecz. Mimo że w mediach problem osób chorych na anoreksję był dość mocno poruszany, ludzie nie zdają sobie faktu, iż ta choroba ciała i duszy jest tak mocno zakorzeniona w polskim reguły z anoreksją kojarzą nam się gwiazdy wielkiego formatu, dzieci bogatych rodziców i zmanierowane dziewczynki z bogatych krajów. A tymczasem wystarczy rozejrzeć się dookoła, przypadków zachorowań na ta chorobę w Polsce są kilku miesięcy obserwowałam internetową podkulturę „motylków”, bo tak mówią na siebie dziewczęta dotknięte anoreksją. Tworzą one swoistą internetowa grupę wsparcia, udzielają informacji jak zostać anorektyczką, wspierają się w trakcie grupowego głodzenia i dzielą się ze sobą swoimi doświadczeniami w dziedzinie ukrywania anoreksji przed rodziną i znajomymi. Blogi motylków przepełnione są smutkiem, niezrozumieniem i brakiem wiary w siebie. Dziewczęta te żyją we własnym, stworzonym przez siebie idealnym świecie. Bo właśnie do perfekcji dążą, perfekcji nie tylko w kwestii wyglądu, ale ogólnie pojętego bycia nazwa motylki? Od motyla ano, którego nazwa tworzy trzy pierwsze litery ubóstwianej przez dziewczęta anoreksji. Anoreksji, która postrzegana jest przez chorych jako z dziewcząt na blogu poświęconym anoreksji pisze: ”Nieważne jak mam na imię na tym blogu, ważne jest ile ważę? Wierzę w perfekcję, wierzę w ane. Dojrzałam do niej chyba już i chcę dążyć do idealnego ciała”.Hurra - schudłam Takie deklaracje pojawiają się praktycznie na wszystkich blogach „motylków”. Jest to tym bardziej przerażające, iż dziewczęta usilnie starają się sprostać postawionym sobie celom. Świętują każdy dzień głodówki, dzieląc się swoją radością z czytelnikami. Natomiast każdy normalnie zjedzony obiad staje się dla nich w ciągłym strachu o własną wagę. Kontrola własnego ciała stała się dla nich wyznacznikiem kontroli nad własnym życiem. Anoreksja dla wielu dziewcząt bywa ucieczką, ucieczką przed problemami w szkole, w domu rodzinnym. Staje się ostoją. Dzięki niej próbują poczuć się dowartościowane i spełnione. Dzięki niej zaczynają pozornie wierzyć w zdają sobie sprawę z faktu, iż ich działania mogą doprowadzić do utraty zdrowia, a nawet życia, są w stanie poświęcić to, w zamian za chwilowe poczucie bycia ideałem. Na stronach "motylków" nie da się nie zauważyć galerii zdjęć znanych z show biznesu anorektyczek, które to dla młodych dziewcząt stają się wzorem do naśladowania. Ciała znanych aktorek i modelek na zdjęciach porażają chudością. Nienaturalnie wystające kości są dla tych młodych dziewcząt celem do którego dążą, wierząc, że to pozwoli im osiągnąć pełnię blogowiczka prezentuje na swojej stronie dekalog anorektyczek: Jeśli nie jesteś szczupła, to znaczy, że nie jesteś atrakcyjna. Bycie szczupłą jest ważniejsze od bycia zdrową. Będziesz się głodziła i robiła wszystko co w Twojej mocy, aby wyglądać coraz szczuplej. Nie będziesz jadła nadprogramowo bez poczucia winy. Nie będziesz jadła niczego nadprogramowo bez ukarania siebie za to. Będziesz liczyła każdą kalorię i ograniczała ich ilość. Najważniejsze jest to, co mówi waga. To proste: chudnięcie jest dobre, a przybieranie na wadze – złe. Nigdy nie jesteś „zbyt” szczupla. Bycie szczupłą i niejedzenie są dowodami prawdziwej siły woli. Waga jest wskaźnikiem moich codziennych sukcesów i porażek. Wierzę w perfekcję i chcę ją osiągnąć. Droga do szczęścia jest stawaniem się kimś lepszym niż wczoraj. Dekalog ten pojawia się na kolejnych blogach odwiedzanych przeze mnie. Ta sama dziewczynka podaje swoje wymiary i cel, do którego dąży. Na dzień roku przy wzroście 163 waży 40 kg. Osiągnęła taki wynik dzięki regularnym głodówkom, wymiotom i środkom tych młodych kobiet jest bardzo podobna, zaczyna się od diety, a kończy tragedią. Niekiedy dziewczyny zaczynają zdawać sobie sprawę z faktu, iż to, co się z nimi dzieje, nie daje im szczęścia, wtedy na blogach pojawiają się wpisy podobne do tego, który Magda zamieściła na swojej stronie w lipcu: ”Co ja ze sobą robie, nie chcę tak żyć... Żałuję momentu w którym trafiłam na bloga anorektyczki…Żałuję dnia, w którym po raz pierwszy wsadziłam palce do ust...”.ŚmierćNiestety momentów tych jest niewiele, a gdy się pojawiają, oznaczają przeważnie, że choroba zagościła na dobre w świecie dziewczyny. Wśród blogów propagujących anoreksję natrafiłam na blog, który w pierwotnej postaci należał do zmarłej anorektyczki. Stronę Mai Agnieszki, bo tak miała na imię zmarła, przejęła jej przyjaciółka mając nadzieję, że pomoże to innym w zrozumieniu, że anoreksja jest niebezpieczną chorobą. Na stronie wielokrotnie pojawiały się informacje o kolejnych blogowiczkach, które walczą o życie. Blogowiczkach, które z normalnych dziewcząt pod wpływem stron propagujących pro-ana, stały się 34-kilogramowymi dziewczynami, walczącymi o powrót do życia. A jest to droga niezwykle długa i kręta i wielu wypadkach skazana na mówią o anoreksji jako o stylu życia, o dążeniu do perfekcji, panowaniu nad sobą i swoim ciałem. Pro-ana to dla nich styl życia, który zobligowuje do bycia chudym. Na naszych oczach rozgrywa się dramat. Życie tych jeszcze dzieci jest zagrożone. Jednakże im, jak często podkreślają, na życiu nie zależy. Jako znak rozpoznawczy noszą czerwone bransoletki. Kochają swoją chorobę jak i jej nienawidzą. Jedno jest pewne – nie potrafią już bez niej propagujących anoreksję jest coraz więcej, nietrudno do nich dotrzeć. Dziewczęta pod ich wpływem zaczynają postrzegać siebie i swoje ciało w sposób zaburzony, a chorobę, jaką jest anoreksja, jako jedyne Pietrzyk Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!
i regionalnych węzłów chłonnych. Ocena odpowiedzi na leczenie pozwala na personalizację leczenia i w niektórych przypadkach na zmianę terapii, co wpływa na poprawę wyników odległych. W artykule podsumowano aktualne zasady postępowania u chorych na wczesnego raka piersi kwalifikowanych do przedoperacyjnej terapii. Zwrócono także uwagę
to pewnie Ola jej ostatni rok [LINK]TEKST:Prawdziwa miłość połączyła ich walczyli do końca, choć brakło siłOna nie chciała by każdego dniamusiał patrzeć jak upada takpomyśl jaki to był dla nich bólwiedząc, że w końcu odejdzie znówwiedząc, że w końcu nadejdzie czasże wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...Noc ona sama siedzi znów,przypomina sobie chwile w których jużnie przeżyje nigdy więcej drugi raz,za szybko ściga ją ten czasplanowali, że przez życie razem będą iśćlecz Bóg inaczej rozplanował inadchodzi dzień wizyty w którym dowie się,czy jej plany miały zmienić biegOn cały dzień przy niej byłwciąż ocierał jej łzy gdy w końcu potwierdziło się,że przez raka miała skończyć życie swenie odstępował jej na krok chciał być przy niej cały rok,w którym tyle miało zmienić sięjuż nigdy nie będzie tak samo nie... miłość połączyła ichWalczyli do końca, chociaż brakło siłOna nie chciała by każdego dniaMusiał patrzeć jak upada takPomyśl jaki to był dla nich bólWiedząc, że w końcu odejdzie znówWiedząc, że w końcu nadejdzie czasże wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...Dalej zegar bił, a poprawy brakJej ciało z dnia na dzień straciło blaskmimo, że organizm walczył cały czasOna była jedną z najszczęśliwszych gwiazdOn całe dnie spędzał obok niejz zapartym tchem paczył w oczy jejnieważne, że kończył jej się czasdopóki byli razem, mogli radę daćmijały dni, gorzej z niązbliżamy się do końca choć...wie, że z życiem musi żegnać sięodchodzi szczęśliwa, bo on przy niej jest Uczucie pomogło jej pokonać strach, walczyć takOn pod koniec pocałował ją i szepnął do jej ucha: Zawsze razem, mimo to... miłość połączyła ichwalczyli do końca, choć brakło sił,ona nie chciała by każdego dnia musiał patrzeć jak upada takpomyśl jaki to był dla nich bólwiedząc, że w końcu odejdzie znówwiedząc, że w końcu nadejdzie czasże wezwie ją do góry, że odejdzie w dal x2
Jednoczasowa radiochemioterapia w leczeniu chorych na raka płuca. Rak płuca jest w Polsce najczęściej występującym nowotworem złośliwym. Według danych jakie zawiera Krajowy Rejestr Nowotworów, liczba zachorowań na raka płuca w Polsce wynosi ok 22 tys. osób, a do 2025 roku wyniesie ponad 23,5 tys. Około 3000 stanowią chorzy z
użytkownik usunięty Leciał kiedyś na TVP Kultura. Młoda kobieta dowiedziała się, że jest chora na raka i postanowiła czas dobrze wykorzystać ( pamiętam scenę jak grała na gitarze ). Jadnak gdy już była pewna, że czeka ją koniec to dostaje wiadomość, że wyzdrowiała. Była też chyba scena pokazana, że lekarze są w szoku, że wyzdrowiała. To był dość spokojny, niezależny film, nie typu " Gwiazd naszych wina ". Ja teraz nie pamiętam dokładnie czy ona raka miała :), lecz na pewno była nieuleczalnie nadużycie Przekaż 1,5% - wpisz KRS 0000358654. Fundacja Alivia pomaga chorym na raka w finansowaniu nierefundowanych terapii, konsultacji, niezbędnych badań i dojazdu do ośrodka leczenia. Rozlicz PIT i przekaż 1% podatku dla chorych na raka!

Odarte z kobiecości. Brzydkie. Nieatrakcyjne. Niepewne siebie. Tak czują się kobiety po chemioterapii. W drastycznej przewadze przypadków. Brak włosów uwydatnia zmarszczki, szarość cery, zapadnięte policzki. Widok nowej twarzy w lustrze codziennie przypomina o chorobie. Nawet kilka razy dziennie. Utrata włosów to coś, czego kobiety boją się nawet bardziej niż bólu związanego z chemioterapią. Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje peruk z naturalnych włosów. A to właśnie one, dobrze dobrane i dopasowane pomagają zaakceptować chorym stan rzeczy, poprawiają samopoczucie, a tym samym dają siłę do dalszej walki. Zbyt często cholernie ciężkiej. Pojechałam do Gdańska po wyniki badań. W gabinecie usłyszałam: „to jest rak”. Nie czułam strachu. Nie bałam się operacji. Najbardziej przerażała mnie utrata włosów. Pięknych i długich – wspomina Gosia, walcząca z rakiem od 4 lat. – Do końca wierzyłam, że nie wyjdą. Umówiłam się z moją fryzjerką, że dyskretnie na zapleczu ogoli mi głowę. Gdy tylko po kilku chemiach zaczęły wychodzić, nie wytrzymałam: pobiegłam do osiedlowego fryzjera. W malutkim salonie siedziała jedna klientka. Okazało się, że ona też miała raka piersi, też przez to przeszła. Kiedy więc fryzjerka goliła mi głowę, nie miałam oporu. Postanowiłam robić dobrą minę do złej gry. Nie miałam innego wyjścia. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie mnie to dotyczyć. To był szok. Badania, biopsje. Lekarz odczytał mi wynik. Rak. Jakbym dostała cios między oczy. Usłyszałam, że po pierwszej chemii stracę włosy. A ja jeszcze po drugiej miałam wszystkie. Potem wydawało mi się, że wszyscy widzą tylko moją łysą głowę ? opowiada Natalia, 33-letnia Amazonka. – Jakby nagle cały mój świat składał się z włosów. Wszędzie były reklamy szamponów. Kłuły mnie w oczy te modelki z długimi lokami. Nigdy nie wyszłam z domu z zupełnie łysą gołą głową. Kryzys przyszedł po trzeciej chemii. Czułam, że kolejnej nie zniosę, już wolę umrzeć. Ale jakoś się wzięłam w garść. Wiecie ile to jest 50 centymetrów włosów? Ja pamiętam tę długość jedynie z okresu przedkomunijnego. Później już nigdy nie miałam takich włosów. Ania, moja koleżanka ze studiów miała. Nawet trochę więcej. Akurat tyle, żeby po obcięciu sięgały do ramion. Zdecydowała się oddać swoje włosy w ramach akcji Daj włos, która jest odpowiedzią fundacji Rak’n’roll na brak refundacji peruk przez NFZ. Minimalna długość oddawanych włosów to 25 centymetrów. Ania zdecydowała się na oddanie długości dwukrotnie większej. Takiej, którą hodowała na głowie 5 lat. Wizyta u fryzjera jest darmowa. To, co zrobiła sprawiło, że aż mam ochotę zapuścić włosy. Tylko po to, żeby móc je komuś oddać. Nagrodźcie Anię gromkimi lajkami – niech o tej możliwości pomocy dowie się jak najwięcej osób. Pomyślcie tylko – jeśli choć jedna osoba podejmie taką samą decyzję, to jedna osoba chora dostanie zastrzyk pozytywnej energii, który czasami jest potrzebny bardziej niż najnowocześniejszy lek. JAK ODDAĆ WŁOSY NA PERUKĘ DLA CHORYCH NA RAKA KROK PO KROKU WAŻNE: Minimalna długość włosów, które można przekazać fundacji to 25 cm. Włosy należy przed ścięciem umyć, bez korzystania z odżywki, nie wolno także pomieszać końca włosów z nasadą. Włosy mogą być farbowane – ważne aby nie były zniszczone. Włosy można obciąć w każdym salonie fryzjerskim, ważne jest, by były one ścięte według poniższych zasad: Umyte i wysuszone włosy dzielimy na kilka pasmo pleciemy w warkocz, po czym wiążemy gumką (najlepiej recepturką) dla bezpieczeństwa w kilku ucinamy około 2 cm powyżej utrzymującej ich gumki (od strony głowy), nie należy ich i dokładnie wysuszone warkocze zawijamy, np. w nasadę włosa, np. wkładamy pod gumkę karteczkę z napisem „nasada”.Włosy wysyłamy na adres Fundacji podany poniżej: Fundacja „Rak’n’Roll – Wygraj Życie”ul. Bagatela 10/1700-585 Warszawa Odpowiedzi na inne pytania udzieli Pani KAMILA STĘPIEŃKierownik ds. koordynacji warsztatów( koordynacja akcji „Daj Włos”)e-mail: [email protected]tel. 22 841-27-47tel. 666 099 112 Źródło cytatówŹródło zdjęć – salon, w którym ścięła włosy Ania. Aktualizacja 14-03-2015 Dodając ten wpis niemal rok temu nawet nie marzyłam o tym, że zdobędzie tak dużą popularność i tak wielu z Was przekona, że warto oddać włosy na perukę dla chorych na raka. Przez 10 miesięcy od publikacji dostałam ponad 250 maili w tym temacie, w których nie tylko pytacie o to jak oddać włosy, ale też piszecie, że już to zrobiliście <3. Tak, zrobiliście! Okazuje się, że również wielu chłopców decyduje się na taki krok. Włosy na peruki oddało już ponad 60 osób… Oczywiście zakładając, że każdy, kto zdecydował się na oddanie włosów pod wpływem tego tekstu, wysłał do mnie wiadomość. Czytasz ten tekst, bo umiesz bezinteresownie dzielić się cząstką siebie z innymi. Zajrzyj proszę do jeszcze jednego wpisu, w którym opisuję jak krok po kroku wygląda procedura oddania szpiku. Mój chłopak narzeczony, Łukasz, miał ogromne szczęście – móc pomóc swojej genetycznej bliźniaczce. Od przeszczepu minęło kilka miesięcy, a kobieta wraca do pełni sił :). To nie jest bohaterski czyn. Tak po prostu trzeba.

Medycyna alternatywna – wsparcie w leczeniu czy oszustwo? Wiedza o raku. 12 lipca, 2022. Alivia. Facebook. Twitter. LinkedIn. Aż jedna trzecia osób z rozpoznaniem raka używa leków uzupełniających takich jak ziołolecznictwo i suplementy oraz alternatywnych metod leczenia jak medytacja, joga, akupunktura. Czy medycyna alternatywna to
Walczyć można na wiele sposobówInternet, choć mówi się o nim tyle złego, jest jednak wspaniałym wynalazkiem. Czasem wystarczy zbieg okoliczności, by poznać osobę, która stanie się twoim przyjacielem. Niekiedy można nawet trafić na kogoś, kto zmieni nasze postrzeganie pewnych spraw i przedstawi ważną lekcję dotyczącą życia – taka jest bohaterka dzisiejszej rozmowy. Poznajcie Martę – dziewczynę, która po otrzymaniu diagnozy raka piersi zaczęła o swojej chorobie pisać w boimy się poważnej choroby, starości, śmierci – to całkowicie zrozumiałe. Często więc podświadomie zamykamy się na osoby, które zmagają się z takimi problemami. Chory na raka? Oj, biedny, wyślę SMS-a – zwłaszcza, jeśli chodzi o dziecko. Próbując jakoś zareagować, szukamy półśrodków i szybko odchodzimy do swoich spraw – jak gdyby choroba nowotworowa była zakaźna niczym ospa. Tymczasem rak, choć odbiera siły, zmienia wygląd i wymaga całkowitego przeobrażenia codzienności, nie oznacza końca życia. Warto o tym mówić. Marta robi to Łońska-Kępa: Opowiedz mi coś o sobie. Znam cię od momentu, w którym trafiłam na twoją stronę – z witryny tatuażysty, który oferował darmowe tatuowanie sutków kobietom po rekonstrukcji. Ale kim prywatnie jest ta dziewczyna, która uśmiecha się nawet na sali pooperacyjnej? Kim była?Marta, prowadząca stronę BUUrak: – Kim jestem? Jestem najzwyklejszą „dziewczyną z sąsiedztwa”. Mam na imię Marta, choć przyjaciele mówią mi Zosia. Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, jednak od siedmiu lat pracuję w przemyśle farmaceutycznym. Kocham się uśmiechać i jeść frytki. Prywatnie uwielbiam też śpiewać. To dzięki tej pasji poznałam się z moim mężem. Poza tym maluję, podróżuję, jeżdżę konno. Robię mnóstwo szalonych rzeczy naraz. Jestem zakręconym, kolorowym ptakiem, który dusi się na samą myśl o możliwości zamknięcia w jakiejkolwiek porozmawiajmy o tej klatce. Jesteś osobą, która dowiedziała się, że choruje na nowotwór piersi. O tym, co to zmieniło w twoim życiu, porozmawiamy za chwilę. Powiedz mi najpierw skąd wziął się pomysł na utworzenie strony internetowej dokumentującej przebieg leczenia? Ludzie, którzy usłyszeli podobną diagnozę, zazwyczaj opowiadają o tym w internecie głównie po to, by prosić o pomoc w zdobyciu środków na leczenie. Co cię skłoniło do prowadzenia takiej strony? Co chciałaś uzyskać?– Zacznijmy od samej nazwy i pisowni. Buraki to wspaniałe warzywa, które pomagają szpikowi kostnemu produkować nowe czerwone krwinki. To bardzo ważne dla osób chorych na raka, ponieważ krwinki te niszczy chemioterapia. Buraki były moją pierwszą myślą, gdy zaczęłam przygotowania (jeśli można to tak nazwać!) do tego agresywnego leczenia. Właściwie to jadłam buraki przez całą chemię – oczywiście nierzadko je w siebie wmuszałam, ale jadłam je dzielnie, by wspomagać wyniki mojej krwi. Powtórzona litera „U” także ma swoje znaczenie. Graficzny zapis „UU” przywodzi na myśl kobiece piersi. A ja zachorowałam na raka nie stroni od zdjęć, które okazują jej niezwykły hart ducha (fot. archiwum BUUrak)Powiem ci, że widząc nazwę BUUrak, w pierwszej chwili zwróciłam uwagę na to zaakcentowane BUU – skojarzyło mi się z okrzykiem niezadowolenia, irytacji. Dzieci często robią też „buu”, gdy są smutne. A skąd pomysł na samą stronę?– Zacznijmy od początku. Jak pisałam na blogu, choroba była dla mnie totalnym zaskoczeniem. Dla mnie i mojej rodziny. Miałam 27 lat, wrota kariery stały przede mną otworem, no i chciałam zostać mamą… A tu bęc! Złośliwy rak piersi. Na szczęście jestem typem fightera – nie poddaję się, kiedy napotkam przeciwności losu. Po usłyszeniu diagnozy dałam sobie dobę na to, by ogarnęły mnie wszystkie negatywne uczucia – wiedziałam, że jeśli potrwa to dłużej, na pewno wpadnę w depresję lub inny niebezpieczny marazm. Wylałam z siebie cały żal, a potem musiałam podjąć decyzję o tym, co dalej. Miałam do wyboru: leżeć i kwiczeć lub zmobilizować wszystkie moje moce i walczyć. Pamiętam, jak leżałam nocą w łóżku i patrzyłam w sufit. Uliczne światła malowały na nim kosmiczne wzory. I nagle przypomniało mi się, jak wspaniale jest siedzieć w siodle i galopować po równinie, kiedy włosy rozwiewa ciepły wiatr. Wtedy wybrałam bramkę numer dwa. A pomysł na założenie strony narodził się w mojej głowie niechcący. Kiedy zachorowałam, zaczęłam szukać w internecie informacji o raku piersi. Szukałam odpowiedzi na konkretne pytania: co to jest, jak to się leczy, jak się przygotować do chemii, kiedy wypadną mi włosy, jak zregenerować się po leczeniu i wiele innych. I wiesz co? Nigdzie nie mogłam znaleźć jednego kompendium wiedzy na temat tej choroby. Znajdowałam tylko jakieś ochłapy, strzępy różnych informacji – często doniesienia z jednego źródła obalały te pochodzące z tu też, że ponieważ leczył mnie lekarz onkolog, a nie doktor Google, na wstępie wykluczyłam możliwość czytania bzdur wypisywanych na forach internetowych (choć potem, w trakcie leczenia, czytałam je zawsze, gdy dopadał mnie gorszy humor – żeby mieć z czego się pośmiać). Masakra. Szukałam w internecie wypowiedzi dziewczyny w podobnym wieku, która opisałaby swoją chorobę – abym poznając jej historię mogła się przygotować na to, co mnie czeka. Nie znalazłam nic satysfakcjonującego i wtedy pomyślałam, że skoro nie ma takiego miejsca, gdzie chora dziewczyna może przeczytać, co ją czeka, to ja takie miejsce stworzę i opiszę tam najdokładniej jak potrafię całe leczenie i wszystkie kwestie, które się z nim wiążą. Chciałam w ten sposób pomóc dziewczynom, które kiedyś znajdą się w mojej sytuacji. Będą wystraszone odkrytym nowotworem i zagubione w tych nowych ci się stworzyć takie miejsce. Twoja strona to właśnie kompendium praktycznej wiedzy dla chorych, ale jednocześnie można tu także poplotkować, pogadać z tobą, czasem spojrzeć na siebie i swoje problemy z dystansem. To sprawia, że zasięg strony rośnie. Obserwują ją nie tylko twoi znajomi, ale też chociażby ja (i moja sąsiadka). Zmierzam do tego, że zdjęcia, które wstawiasz, pokazują nie tylko twój upór i siłę oraz ogromny optymizm, ale również skutki chorowania i stosowania leczenia onkologicznego. Czy nie miałaś nigdy wątpliwości przed podzieleniem się takimi fotografiami? Co z taką typową, kobiecą próżnością, która nie pozwala nam wyjść z domu z pryszczem na czole?– Powiem ci szczerze – myślałam, że bloga będzie czytać moja rodzina i znajomi. A jeśli statystyki nie kłamią, to pojedynczy post potrafi w tym momencie przeczytać nawet 20 tysięcy osób! Nie planowałam tego! Dochodzi obecnie do sytuacji, że idę sobie na karaoke i spotykam tam dziewczynę, która czyta mojego bloga. Już na początku założyłam sobie, że będzie tu publikowana prawda, bez żadnej ściemy. Wyglądam jak kupa, więc wrzucam fotę mnie-kupy. Zależało mi na tym, aby zdać relację z chorowania onkologicznego. Jest w tym także pewne „drugie dno” – onkopacjenci są trochę wykluczeni ze społeczeństwa. Zdrowi ludzie się ich boją. Kiedy mówisz komuś, że masz raka, to w przeciągu kilku kolejnych sekund czujesz, jak nagle tworzy się między wami dystans. A przecież ciężka choroba mnie nie definiuje – to jestem ja, taka sama jak wcześniej! Nie choruję na trąd i nie chcę, aby ludzie się ode mnie odsuwali tylko dlatego, że mam raka.#ONKOBEAUTY – hasztag dla kobiet od kobiety (fot. archiwum BUUrak)Chciałam złamać barierę, która naznacza relację między zdrowym, a chorym. Zależało mi na tym, aby pokazać ludziom, że pomimo trudnego położenia jestem dalej tą samą dziewczyną. Może bardziej łysą niż zwykle, ale jednak tą samą. A poza tym wiedziałam co mnie czeka podczas leczenia, więc przyjęłam, że po prostu tak wyglądam i cześć. Jeśli komuś się nie podoba, to nie musi patrzeć. Skupiłam się na walce, a nie na wyglądzie. Jak możesz przejmować się swoim wyglądem, skoro walczysz o życie?! Dostałam co prawda receptę na perukę, ale zdecydowałam, że jej nie zrealizuję. Czuję się piękna i kobieca bez sztucznych włosów. Ale wiem, że my kobiety jesteśmy próżne, dlatego przygotowałam cykl wpisów #onkobeauty. Dotyczą one między innymi dbania o urodę podczas chemii i po niej, zdradzają sekrety makijażu, który maskuje niektóre skutki leczenia (premiera pierwszego posta już niebawem!).Masz rację co do tej bariery. Jako osoba, która onkologicznie nie choruje powiem ci, że wynika to po części z tego, że nie chcesz urazić osoby chorej. Zastanawiasz się, co powiedzieć – tak długo, że w końcu nie mówisz nic i ranisz. Paradoks. Internet pozwala uniknąć tej niezręczności, jaka tworzy się podczas bezpośredniej konfrontacji – może również dlatego komentarzy u ciebie jest mnóstwo. Przeważają wpisy pozytywne – ludzie trzymają kciuki, radzą, dodają energii. Ale trochę znam internetowe piekiełko i zastanawiam się, czy nie pojawiają się głosy, które chcą cię leczyć skręcającą witaminą czy okładami z liści? Czy pojawiają się negatywne komentarze? Jeśli tak, jak to znosisz?– Internet niesie ze sobą spore zagrożenie, jeśli chodzi o hejt – ludzie czują się bezkarni, ośmieleni swoją anonimowością. Pod moim adresem padały komentarze w stylu: „chemia cię zabije” albo „pójdziesz na leczenie i nie wrócisz” i moje ulubione „taka młoda, a ma raka”. Kto normalny mówi takie rzeczy osobie chorej na raka? Chyba mało kto rozumie, że onkopacjent i tak ma już nadszarpniętą psychikę, i że nie każdy chory radzi sobie dobrze ze swoją sytuacją. Takiego pacjenta można bardzo łatwo zranić pochopnymi słowami, dlatego od pierwszych wpisów wszystkich moich czytelników uczulałam, że należy trzy razy przemyśleć to, co mówi się do osoby chorej onkologicznie, bo jej psychika musi pozostać silna, żeby mobilizować ciało do walki. Ze mną sprawa jest trochę inna, bo moją naturalną reakcją na stres jest śmiech. Ja się po prostu z tego śmieję! Życie jest o wiele łatwiejsze, jeśli potrafisz się śmiać z siebie i swojego strachu. Nie mam pretensji do osób, które mnie raniły. Wiem, że życzą mi dobrze, a mówiły te rzeczy ze względu na swoje prywatne doświadczenia, mając zły dzień, czując złe emocje czy przez zwyczajną bezmyślność. Natomiast jeśli ktoś jest w stosunku do mnie bardzo natrętny, zachowuję się asertywnie. Hejt internetowy nie rusza mnie zupełnie – przecież walczę z rakiem. Hejterów zjadam na to mi się podoba. Wróćmy do tego, co jest teraz. Jesteś po operacji. Stosunkowo niedługo, niemniej jednak chyba warto już zapytać – co dalej? Oczywiście wiem, że trwa oczekiwanie na wyniki, rehabilitacja itd. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, rak zostanie pokonany, a ręka znów będzie sprawna (od Marty wiem, że częstym problemem po mastektomii są obrzęki rąk – przyp. autorka) – czy zastanawiałaś się, gdzie pójść dalej? Jak na nowo poukładać rzeczywistość? Czy masz jakieś plany, marzenia, które pchają cię do przodu?– Od operacji minął miesiąc. Rana zagoiła się pięknie – mój chirurg to istny artysta, niczym da Vinci! Zrobił mi tak piękną bliznę, że aż się zachwyciłam! Łapka jest w trakcie rehabilitacji – nie ukrywam, że kosztuje mnie to wiele siły i wytrwałości, ale efekty widać. Czekam na wyniki histopatologii i ocenę, czy potrzebuję radioterapii. Jeśli nie, za jakieś pół roku mogę zacząć myśleć o rekonstrukcji piersi. Ale spokojnie, na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Aktualnie chciałabym dojść do siebie i wrócić do pracy. Marzenie?Dziewczyny – badajcie się! (fot. Shutterstock)Marzę, aby w Warszawie powstało miejsce stworzone dla nas – kobiet, które są onkopacjentkami. Miejsce, gdzie będziemy mogły wypić kawę, poplotkować, przyjść na rehabilitację albo zumbę. Gdzie będzie można spokojnie dobrać sobie stanik czy protezę, zadbać o paznokcie. Co roku liczba młodych pacjentek onkologicznych rośnie. Wiele z nich znajduje się w przedziale wiekowym 23-45 lat. W Warszawie nie istnieje żadne stowarzyszenie zrzeszające młode amazonki. To jest moje marzenie, aby takie stowarzyszenie powstało. No dobra. Chcę jeszcze wsiąść w siodło i pogalopować w siną dal. Czyli jak prawdziwa pozostaje życzyć spełnienia wszystkich marzeń. I oczywiście dalszego rozwoju strony. Kobiety mogą czerpać z niej siłę i inspirację, znaleźć wiele pożytecznej dla nich wiedzy. A mowa nie tylko o kobietach, które już żyją z chorobą, ale również o tych, które są zdrowe (a przynajmniej tak myślą). Dziękuję ci za rozmowę! Kamila Łońska-KępaZawodowo freelancer copywriter, w przeszłości blogerka. Osoba, która próbuje na nowo odnaleźć się w opowiadaniu historii. Zamieszkała na głębokiej, ale malowniczej prowincji, gdzie pójście do sklepu po bułki to logistyczna wyprawa. Jest mamą, lubi być dobrą żoną. A przynajmniej tak o sobie myśleć. Tuż przed magiczną granicą trzydziestego roku życia wciąż dziwi się światu i lubi o nim
d5zw2J.
  • 3sqzelef1f.pages.dev/37
  • 3sqzelef1f.pages.dev/26
  • 3sqzelef1f.pages.dev/51
  • 3sqzelef1f.pages.dev/12
  • 3sqzelef1f.pages.dev/15
  • 3sqzelef1f.pages.dev/7
  • 3sqzelef1f.pages.dev/36
  • 3sqzelef1f.pages.dev/37
  • blog dziewczyn chorych na raka